Ksiądz rozkochał w sobie kobietę. Gdy umarła, zażądał jej majątku
Historię pewnego księdza oraz Jolanty i Janusza opisała Gazeta Wyborcza. Małżeństwo duchownego poznało na jednej z pielgrzymek. Początkowo wydawał się on sympatyczny, miły i nieco nieśmiały, jednak, jak się później okazało, był złem wcielonym. Po pewnym czasie mąż Jolanty dostrzegł, że ksiądz ma zły wpływ na jego małżonkę, która zaczęła izolować się od rodziny, spędzając mnóstwo czasu właśnie z księdzem. Okazało się, że ksiądz w skuteczny sposób manipulował kobietą i doprowadził nie tylko do rozwodu, ale również decyzji o rozdzielności majątkowej. Rodzina została rozbita na wielu płaszczyznach - rozwój był tylko jednym z wielu piętrzących się problemów. Jolanta z mężem walczyli o majątek i samochód - ten w swoim posiadaniu chciał mieć ksiądz. Janusz z dnia na dzień wyprowadził się z domu.
Ksiądz kontrolował Jolantę. Wszystko przejrzała siostra kobiety
Tym, co dzieje się w życiu Jolanty, zaczęła interesować się jej siostra. Jej uwagę zwróciły dziwne aktywności finansowe kobiety, co doprowadziło ją do postaci księdza-manipulanta. Punktem przełomowym okazała się tragiczna wiadomość - okazało się, że Jolanta ma glejaka czwartego stopnia. To właśnie wtedy do domu wrócił Janusz, który postanowił zaopiekować się byłą już żoną oraz dziećmi. Ostatecznie, kobieta niestety przegrała nierówną walkę z chorobą i zmarła.
Po śmierci Jolanty rodzina zaczęła odkrywać, jak toksyczny wpływ miał ksiądz na kobietę. Jak się okazało, Jolanta w tajemnicy zakupiła mieszkanie w Lublinie, za co trzeba było zapłacić podatek. Przeglądając telefon kobiety, rodzina trafiła również na jej wspólne zdjęcia z wakacji z księdzem, gdzie para zdecydowanie nie sprawiała wrażenia parafianki z duchownym. Okazało się, że Jolanta wpadła w długi, nie spłacała ZUS-u, a także wzięła w leasing samochód warty 200 tysięcy złotych. Jak można się już domyślać, autem jeździł nie kto inny, niż ksiądz.
Po śmierci Jolanty, ksiądz chciał odebrać majątek rodziny
Choć Jolanta zmarła, ksiądz wciąż czuł, że "wycisnął" z niej z mało. Postanowił wywrzeć presję na rodzinie, próbując przejąć pozostawiony dzieciom majątek kobiety. Duchowny był na tyle pewny siebie, że z rodziną wszedł nawet na drogę sądową. Piotr Kozłowski z Gazety Wyborczej próbował wielokrotnie skonfrontować się z księdzem, jednak ten za każdym razem unikał kontaktu. Ostatecznie duchowny wycofał pozew, o czym poinformował dziennikarza SMS-em.
"Po gruntownym rozważeniu całej sprawy oraz działając w duchu posłuszeństwa swojemu Biskupowi Diecezjalnemu, zdecydowałem się wycofać założoną sprawę przeciwko rodzinie [...]" - napisał ksiądz.